Jedna z najciekawszych grup na amerykańskiej scenie indie tworzy muzykę na skonstruowanym przez siebie programie komputerowym. Koncerty gra jak najbardziej na żywo. W tym zespole każdy śpiewa i gra na wszystkich instrumentach. Menomena to amerykańskie trio avant-rockowe. Danny Seim, Justin Harris i Brent Knopf grają razem od 2000 r. Jeszcze przed wydaniem pierwszej płyty koncertowali razem z Gang Of Four i The National. Mają w dorobku dwa, doskonale przyjęte przez krytyków albumy oraz instrumentalny album "Under An Hour" - soundtrack do spektaklu baletowego. Ich muzyka wychodzi od brzmieniowych loopów konstruowanych przez Knopfa skonstruowanym przez niego tajemniczym programie komputerowym Deeler, układanych w melodie indie-piosenek, podążających w stronę eksperymentów i chicagowskiego post-rocka. Opiniotwórczy Pitchfork dał pierwszej płycie Menomeny 8.7 punktu i napisał: „to bardzo kreatywny zespół: udało mu się zrobić płytę, która jest ekstremalnie przystępna, a mimo to totalnie niekonwencjonalna”. O drugiej płycie ten sam portal napisał: „pierwszy wielki album indie w tym roku” i umieścił go w sekcji „Best New Music”. Brzmią jak nikt inny – czytamy na PopMatters. Trudno opisać, ale łatwo zarekomendować – przyznaje Delusions of Adequacy. Porównywano ich już do Radiohead, ale też do Flaming Lips, Yeah Yeah Yeahs, Liars, Arcade Fire, The Walkmen i Modest Mouse. Ich piosenka „Strongest Man In The World” znalazła się w filmie kultowego reżysera Gusa Van Santa „Paranoid Man”. Okładkę ich drugiej płyty zrobił Craig Thompson, autor wydanego również w Polsce kultowego komiksu „Blankets. Pod śnieżną kołderką”. W Polsce płyty Menomeny również wzbudziły zachwyt opiniotwórczych portali: „I Am The Fun Blame Monster” to być może jedna z najbardziej kreatywnych i oryginalnych płyt jakich zaznały moje uszęta w tym roku. Pierwsze skojarzenie wędruje w stronę Fire Show: kolesie również z ucinków i urywków sklejają twory o przebiegach normalnych piosenek. Ale właśnie dzięki tej dekonstrukcji te "piosenki" jawią się jako coś absolutnie nieprzewidywalnego i trudno porównać taki styl narracyjny do czegoś innego. Na koniec chciałem trochę posnobować i wspomnieć słówko o fizycznym egzemplarzu tego wydawnictwa, który zdarzyło mi się posiadać. Cacko trafia automatycznie do folderu czołowych edytorskich odjazdów ostatnich lat – pisał Porcys o debiutanckiej płycie Menomeny. Warto zauważyć, że „I Am The Fun Blame Monster”, tytuł płyty, po przestawieniu liter tworzy zdanie „The First Menomena Album” (pierwszy album Menomeny). Na drugim „prawdziwym” albumie ci postrockująco-dążąco-eksperymentalni-ale-dziwnie-melodyjni-i-z-wokalem Amerykanie dają się poznać jako ojcowie muzyki przede wszystkim inteligentnej, dobrej, bardzo bardzo uroczej i pełnej pasji. Kompleksowej, kompletnej, chwytającej coś z debiutu, co po przekształceniu jest bardziej popowe, a nie mniej interesujące. Całe brzmienie jest gęste, w piosenkach jest mnóstwo w-s-z-y-s-t-k-i-e-g-o, a to wszystko jest uważnie rozkręcane, pogrzebywane, potem odkopywane i budowane na nowo... Oni są groźni, bo są przyszłościowo zespołem wielkim – pisał Screenagers o płycie „Friends and Foe”. Zespołu takiego jak Menomena nie było jeszcze w Polsce. Tego koncertu nie można przegapić! |