Cisza i skupienie. Michał Jacaszek, to na polskiej scenie muzycznej postać niezwykła, realizująca się we wciąż nowych projektach i stylistykach. Jest jednym z najciekawszych polskich twórców nowoczesnej elektroniki. Na genialnej trzeciej płycie „Treny” sięga jednak po brzmienia harfy, fortepianu, orkiestry smyczkowej i na ich bazie odkrywa rejony współczesnej muzyki poważnej. Pierwsza płyta Jacaszka, „Lo-Fi Stories” z 2004 roku, to rodzaj elektroniczno- akustycznych soundtracków do nieco psychodelicznych bajek. Nagrany wraz ze znaną z kręgów współczesnej polskiej literatury poetką i wokalistką Miłką Malzahn, "Sequel" to z kolei połączenie jazzu, elektroniki i poezji śpiewanej. Wielu słuchaczy zna także jego koncertowy projekt "Lem-concept" (soundtracki do "Bajek Robotów" Stanisława Lema). Na „Trenach” artysta wraz z towarzyszącymi muzykami połączył elektronikę z brzmieniami muzyki poważnej. Klasyczne instrumenty i wokalowe improwizacje poddane zostały rozmaitym elektronicznym zabiegom. Efektem jest charakterystyczne, nieco zabrudzone, spatynowane brzmienie lo-fi, zestawione potem z surowymi partiami skrzypiec, wiolonczeli i wokalu. Sam Michał Jacaszek tak mówi o tej płycie:
- Sięgnąłem po brzmienia harfy, fortepianu, orkiestry smyczkowej. Zebrane próbki dość mozolnie obrabiałem elektronicznie, budując wstępnie harmonie i frazy. Stefan Wesołowski rozwinął moje aranże, wzbogacił je harmonicznie, komponując, a następnie nagrywając partie skrzypiec i wiolonczeli (na wiolonczeli Ania Śmiszek-Wesołowska). Maja Siemińska wzbogaciła muzykę pięknymi sopranowymi improwizacjami, posługując się czasem chorałową manierą. Muzyka w „Trenach” to żałobne, powoli powtarzające się elektroniczne frazy, smyczkowe harmonie oraz piękne, delikatnie przetworzone elektroniczne wokale. Dużo ciszy i skupienia, tęsknoty i bólu.
Album ukazał się równolegle w polskiej firmie Gusstaff Records oraz w norweskiej wytwórni Miasmah. - Jacaszek pierwszy oficjalny album posklejał ze starych bajek dla dzieci. "Treny" leżą na przeciwnym w porównaniu do debiutu krańcu emocjonalnego continuum. To album przygnębiający, zmuszający do pogrążenia się w zadumie. Homogeniczny, pozbawiony wewnętrznych napięć mikroświat budują utrzymane w estetyce lo-fi ciepłe sample, liryczna harfa, rozmyte fortepianowe kleksy, a zwłaszcza dostojne legato skrzypiec i wiolonczeli. Nad tą elektroakustyczną, w pogrzebowym tempie kroczącą materią unosi się anielski chorałowy sopran Mai Siemińskiej. "Trenami" Jacaszek może śmiało podbijać świat – pisze „Gazeta Wyborcza”. A anonimowa internautka dodaje: - Tak cudownego smutku nigdy nie słyszałam. |