2008.08.11 Zakończył się Off Festival 2008! Z roku na rok mysłowicki Off Festival jest coraz lepszy, tak pod względem organizacyjnym, jak artystycznym. Przyjeżdża też na niego coraz więcej ludzi. W ten weekend w Mysłowicach przy dźwiękach muzyki alternatywnej bawiło się ponad 11 tysięcy osób! Tak o Off Festivalu 2008 pisze Gazeta Wyborcza: Off Festival – z roku na rok coraz lepiej Z roku na rok mysłowicki Off Festival jest coraz lepszy, tak pod względem organizacyjnym, jak artystycznym. Przyjeżdża też na niego coraz więcej ludzi. W ten weekend w Mysłowicach przy dźwiękach muzyki alternatywnej bawiło się ponad 11 tysięcy osób Jedni przyjechali dla konkretnych zespołów, inni dla festiwalowej atmosfery, jeszcze inni zaufali osobie dyrektora artystycznego imprezy, Artura Rojka, lidera Myslovitz. - Nawet jeśli nie znamy wszystkich zespołów, to wiemy, że się nie zawiedziemy. Rojek nie zrobi ściemy – mówili. W tym roku na Off Festivalu było aż pięć scen, zagrało na nich 50 zespołów. Ale koncerty rozplanowano tak, żeby nikt nikomu nie przeszkadzał. Nie dało się oczywiście wysłuchać wszystkich od początku do końca. Ale można było być na każdym choć przez kilka piosenek. Wybór nie był łatwy, bo muzyka na Off Festivalu jest nie tylko bardzo różna, ale też bardzo dobra. A niemal wszystkie z zagranicznych zespołów grały w naszym kraju po raz pierwszy. Największą gwiazdą imprezy był szkocki Mogwai, on też zgomadził na głównej scenie prawdziwe tłumy. Tyle że w tym samym czasie na scenie eksperymentalnej jedyny w swoim rodzaju show dawała angielska Modified Toy Orchestra – grupa, która swoją muzykę tworzy na zabawkach elektronicznych. Jeden z najlepszych koncertów całej imprezy dał kwartet Caribou: muzycznie bazująca na trybalnej wersji psychodelii lat 60., a wizualnie na efekcie lustrzanego odbicia. Wydarzeniem był koncert Jamesa Chance'a. nowojorskiej awangardy końca lat 70., swego czasu podopieczny Briana Eno, twórca funk-punk-jazzu, dał niepowtarzalny show. Choć nie jest już młodzieniaszkiem, niczym biały James Brown tańczył i wyginał się, nie zapominając o śpiewie, klawiszach i saksofonie. Ruch i wizerunek sceniczny były zresztą ważnym elementem występów większości zagranicznych gwiazd. Amerykański Of Montreal taneczną muzykę połączył z transseksualnym show, podczas którego lider grupy Kevin Barnes pozwolił sobie nawet zgolić wąsy. Brytyjski Clinic tradycyjnie wystąpił w chirurgicznych maskach, a British Sea Power ozdobił scenę zielonymi drzewkami i biało-czerwoną flagą (na swojej ostatniej płycie zespół śpiewa o Polakach, którzy przyjechali do pracy w Anglii). Fani chwalili też koncerty grup Dat Politics, Kammerflimmer Kollektief, Menomena, So So Modern i Singapore Sling. Nawet największe zagraniczne gwiazdy Off Festivalu sprzedają w Polsce zaledwie po kilkaset sztuk swoich płyt. Tych kilkuset fanów wystarczy jednak, by stworzyć atmosferę. Stłoczeni w pierwszych rzędach śpiewają wszystkie teksty, z entuzjazmem przyjmują kolejne utwory i zarażają nim pozostałych, dla których to najczęściej pierwszy kontakt z wykonawcą. Artur Rojek dobrze zna poziom muzycznego osłuchania naszej młodzieży, dlatego podpiera się sprawdzonymi, polskimi nazwami. W tym roku zaprosił m.in. Hey i Lao Che – te zespoły festiwalowy tłum przyjął chyba najgoręcej. Zasada, by nie powtarzać zespołów, od początku wydawała się mało realna – polska scena alternatywna nie jest przecież duża. Na drugiej edycji jeszcze się udało. W tym roku były już powtórki: po raz drugi z rzędu zagrały zespoły Lao Che i Dick4Dick. A że najbardziej interesujące projekty offowe tworzy u nas te same kilkanaście osób, to doszło już do swoistych rekordów. Multiinstrumentalista Macio Moretti na dotychczasowych trzech edycjach Off Festivalu zdążył zagrać 6 koncertów. W sobotę ledwie skończył grać z projektem Shofar, a już na drugiej scenie czekała na niego Baaba... Na Off Festivalu najważniejsza jest muzyka, ale swoje miejsce mają tu też wolontariusze (już po raz trzeci zorganizowano Międzynarodowe Targi Wolontariatu). - Ta synergia jest przykładem, jak należy działać - mówił prof. Jerzy Buzek, który pojawił się na imprezie już po raz drugi. Artur Rojek już przed rokiem postawił też na sztuki plastyczne. W tym roku otoczył się znakomitymi artystami. Kuratorem rozrzuconej po centrum wystawy Something Must Break został Sebastian Cichocki, kurator Polskiego Pawilonu 52. Biennale Sztuki w Wenecji, a o identyfikację wizualną imprezy zadbał Wojt3k Kucharczyk, jeden z najbardziej oryginalnych polskich plastyków i muzyków. Do Mysłowic przyjechało kilkunastu artystów z całej Europy, a trwałym śladem po tej edycji Off Festivalu będzie mural „My”, który na ścianie kamienicy w centrum miasta namalował Wilhelm Sasnal, najbardziej obecnie znany polski malarz współczesny. Karnety drożeją nieznacznie, ludzi jest coraz więcej, artyści coraz ciekawsi. Wypada wierzyć słowom Artura Rojka, że z roku na rok Off Festival będzie coraz lepszy. Ta tendencja nie zmienia się od początku. Marcin Babko - Gazeta Wyborcza |